Stara tradycja nakazująca oddzielnie edukować chłopców i oddzielnie dziewczynki ma głęboki sens. Można zastanawiać się nad racjami tego typu działania, robić badania i budować teorie, by zrozumieć dlaczego tak się dzieje. Można też zwyczajnie doświadczyć tego jak się pracuje w grupach koedukacyjnych i jak osobno z chłopcami i dziewczętami, by nie chcieć już wracać do koedukacji.
Nie zawsze mamy szansę stworzenia oddzielnych grup, ale czasami zależy to od naszej decyzji. Jakiś czas temu podjąłem taką decyzję i przygotowanie do bierzmowania prowadziłem w dwóch odrębnych grupach – chłopców i dziewcząt. Jaki rezultat? Żałowałem, że nie zrobiłem tego wcześniej. Grupy spokojniejsze, normalniejsze, bardziej otwarte.
Jeden z księży miał podobne doświadczenia w kwestii wyjazdów rekolekcyjnych z grupami przygotowującymi się do bierzmowania. Miał grupy chłopców, grupy dziewcząt i grupy mieszane. Mieszane zawsze były, według niego, najtrudniejsze.
Dlaczego zatem utrudniać sobie życie mieszając grupy?
Wpływ na decyzję rozdzielenia chłopców i dziewcząt miała też lektura książki: Mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła. Tak naprawdę nie tylko osobno należałoby przygotowywać do bierzmowania, ale zupełnie inaczej.
Jeśli nawet nie mamy możliwości przepracowania treści czy innego doboru przykładów, to inny staje się nasz język – bardziej komunikatywny dla każdej grupy.
I jeszcze jedno doświadczenie – obserwacja. Wszedłem kiedyś do grupy przedszkolnej a tam chłopcy w rajstopkach tańczyli w kółeczku.
Nie mam nic przeciw rajstopkom. I nic przeciw tańcom. Gdy jednak zobaczyłem to zestawienie pomyślałem: „To nie tak powinno być!” Dzisiaj tyle się mówi o upadku męskości i nieobecnym ojcu. Może początek tego kryzysu bierze się w przedszkolu, gdzie panie przedszkolanki, razem wychowują chłopców i dziewczynki. A to wychowanie, nieświadomie, preferuje żeński styl.
Nie mam nic przeciw kobiecości, pod warunkiem, że umiejscawia się ta kobiecość w kobiecie.
Zostaw komentarz