Refleksja nad humorem może być jak najbardziej poważna. Przed laty (2009) podjąłem próbę przyjrzenia się temu, jak humor, dowcip i kabaret może inspirować katechezę.
Okazuje się, że mechanizmy dobrego dowcipu i skeczu, i dobrej katechezy, są zaskakująco podobne.
Lekarstwo na obojętność.
Zarys katechetyki śmiechu wartej.
Śmiech to zdrowie. Zgadzam się z tą tezą. Chcę jednak pokazać, że śmiech może być nie tylko lekarzem ale także nauczycielem. Śmiech daje nam możliwość nowego spojrzenia na metodykę katechetyki. Analizując humor i dowcip, penetrując kabaretowe sceny możemy nie tylko się odprężyć, by znaleźć więcej sił do pracy, ale możemy także uczyć się na dobrych przykładach jak lepiej katechizować. Ten artykuł pomoże znaleźć nowe inspiracje w zmaganiu się z wielkim problemem polskiej katechezy – obojętności i marazmu uczniów.
Stacja Kutno, czyli między „Filmem polskim” a „Czasem Apokalipsy”.
W sposób umowny życie człowieka można podzielić na trzy sfery. Pierwsza z nich to szara rzeczywistość. Należy do niej wstawanie, ubieranie się, przygotowywanie śniadania, droga do pracy i z powrotem, włączanie telewizora, wyprowadzenie psa na spacer, wszystkie codzienne, rutynowe czynności – mycie rąk, spuszczanie wody, kupowanie gazety w kiosku. Jednym słowem: „nuda… nic się nie dzieje, proszę. Pana… nic… (…) brak akcji jest… nic się, nie dzieje (…), nic… dłużyzna, proszę Pana… aż chce mi się. wyjść z. kina i wychodzę.” [1] Jednym słowem „film polski”. Tak też nazwiemy tę sferę.
Pomińmy na chwilę drugą sferę i przejdźmy do trzeciej. Jest to sfera dramatu – śmierć, wojna, ciężka choroba, wypadek, bieda materialna, zdrada bliskiej osoby. Są to sprawy niecodzienne, które wywracają porządek rzeczy, wtłaczają nas w żałobę, smutek, lęk. Chcemy te sfery obchodzić szerokim łukiem, niestety nie zawsze udaje się to. Można tę sferę nazwać „Czas Apokalipsy”. Ten czas wiele nas uczy, w takim czasie człowiek bardzo szybko dojrzewa. Ta nauka, niestety, bardzo dużo kosztuje. Jest to czasem też nauka, która przychodzi zbyt późno.
Wreszcie jest sfera druga – sfera „pomiędzy”. Nie ma w niej strachu, choć bywa napięcie, nie spada nam cegła na głowę, ale jest w niej coś uderzającego. Nie zabija nas, choć głęboko porusza, niekiedy wstrząsa. Budzą się emocje, niekiedy włos jeży się na głowie, ale wszystko kończy się dobrze. Sfera ta ma swoje głębokości. Mogą to być momenty gdy czytamy naprawdę dobrą książkę, oglądamy taki film, który się trafia raz na rok, przeżywamy przygodę, którą z przyjemnością opowiadamy po latach, spotykamy kogoś – po czym nie możemy zasnąć całą noc, spotykamy się z myślą, wypowiedzianym zdaniem, którego nie zapomnimy do końca życia. Mogą to być także momenty płytsze, słyszymy dobry dowcip, jesteśmy po raz pierwszy od dłuższego czasu na spacerze, patrzymy na wróbla kąpiącego się w kałuży, mija nas piękna kobieta, wsiadamy na karuzelę.
Niezależnie od głębokości tych przeżyć mają one swój wspólny mianownik – wyciągają nas z szablonu codzienności i nudy a jednocześnie są bezpieczne. Gdyby nasze sfery porównać do jazdy pociągiem to sfera pierwsza jest nocną jazdą dalekobieżnym składem, gdzie towarzyszy nam tylko rytmiczny stukot kół. Sfera trzecia to wykolejenie pociągu. Sfera druga to wjazd pociągiem na stację Kutno, [2] gdzie poruszanie się po zdezelowanych zwrotnicach daje przedsmak katastrofy. Tą sferą może być też gwałtowne hamowanie czy zatrzymanie pociągu w szczerym polu.
Odnajdziemy te trzy strefy, gdy przypatrzymy się szkole. I to zarówno od strony ucznia jak od strony nauczyciela.
Uczeń przeżywać może godziny (dni, lata całe) nudy. Nic się nie dzieje, żadnych zaskoczeń. Wkuwanie „odtąd – dotąd”, odpytywanie, zaliczanie. Przeżywać może też w szkole horror – nauczyciela, który pastwi się fizycznie lub psychicznie nad uczniem, wyśmiewa go przy klasie, poniża. Uczeń odnajdzie zatem i „film polski” i „czas apokalipsy”.
Tak samo nauczyciel. „Czas apokalipsy” ilustruje kosz na głowie anglisty z toruńskiej budowlanki. Wiele takich przykładów można przedstawiać. Mimo całego dramatyzmu tej sytuacji jest to, sądzę, jakiś margines – bolesny, ale margines. „Filmem polskim” będzie częstsza sytuacja obojętności, czy raczej braku reakcji na jakąkolwiek propozycje nauczyciela. Opór uczniów przed jakąkolwiek pracą, brak jakiegokolwiek zainteresowania, totalne, systemowe lenistwo, lekceważenie wszelkich wysiłków nauczyciela, brak jakiejkolwiek odczuwalnej więzi między nauczycielem a uczniami. Obojętność jest prawdziwą plagą współczesnej szkoły – zwłaszcza gimnazjum i szkoły ponadgimnazjalnej. Oczywiście zdarzają się rodzynki ambicji, ale zżerane są frustracją i oporem obojętnej reszty.
Winę można zrzucić na system szkolny, który skuty kajdanami bezsensownego i antywychowawczego obowiązku szkolnego musi tolerować lenistwo, obojętność a niejednokrotnie i chamstwo ucznia. Póki jednak nie doczekamy się prawdziwej a nie pozorowanej rewolucji w oświacie warto podjąć działania, które przynajmniej w ograniczonym zakresie, w stosunku do niektórych uczniów i niektórych klas, mogą przynieść jakieś efekty.
Bo przecież i teraz nasza beznadziejna szkoła jest świadkiem tego jak otwiera się przestrzeń między „Filmem polskim” a „Czasem Apokalipsy”. Jak widać w oku ucznia błysk zainteresowania, jak łapie się prawdziwy kontakt, jak odkrywa się rzeczywistość, jak prawdziwie szuka się prawdy, jak klasa przestaje być psem Pawłowa w swojej reakcji na dzwonek sygnalizujący przerwę. Wyrwanie się z kolein obojętności sprawia, że zabita zostaje nuda, czas pędzi jak szalony i nasączony jest treścią i sensem. To są chwile, kiedy warto żyć. Warto żyć uczniowi i nauczycielowi.
Co ma piernik do wiatraka? Grzegorz Halama jako pierwszy katechetyk Rzeczpospolitej
Wybicie z kolein obojętności to nie sprawa szczęścia, zewnętrznych okoliczności i daru nieba. Gra to swoją rolę, ale chciałbym wybijanie z kolein potraktować jako pewne rzemiosło, wręcz sztukę. Przy rzemiośle zaś i sztuce, oprócz talentu, wielką rolę odgrywa poznanie (świadome czy intuicyjne) pewnych zasad i solidne ćwiczenie.
Ćwiczyć można tylko samemu – zapraszam do tego. Zasad natomiast można się nauczyć, dlatego w tym tekście spróbuję je sformułować i przekazać. Mając jednak świadomość, że uczenie o wybijaniu z kolein także może być poruszaniem się po koleinach, może być nudne i przypominać „film polski”, postaram się na przykładzie tego tekstu sprawić, by czytelnik został sam wybity z kolein, z ciekawością doczytał tekst do końca a redakcja miała poczucie, że sensownie wydała swoje pieniądze zamawiając taki tekst.
Chcę bowiem zaproponować, by katechetyki uczyli nas w tym momencie nie nobliwi uniwersyteccy profesorowie, ale Grzegorz Halama – gwiazda współczesnej, polskiej sceny kabaretowej. Nie tylko on zresztą, ale każdy, kto robi dobry kabaret, pisze śmieszne teksty, potrafi je zagrać. Nie chodzi tylko o afiszowe produkcje na które kupujemy bilety czy telewizyjne relacje, które zrealizowane zostały ze sporym nakładem sił i środków. Chodzi tu także o spontaniczną, towarzyską twórczość „pana Janka”, który najlepiej ze znajomych potrafi opowiadać dowcipy, bawić rozmową, znajdować na poczekaniu humor w każdym wydarzeniu. Chodzi też o coś co w ogóle nie jest twórczością, niczym planowanym, a po prostu zdarza się w życiu i jest po prostu śmieszne. Grzegorz Halama będzie dla nas tego wszystkiego ikoną.
Bierzemy zaś na warsztat humor i śmiech, bo modelowo wpasowuje się on (chodzi o dobre wydanie humoru) w przestrzeń między nudą „filmu polskiego” a bólem „czasu apokalipsy”. Jest to przecież czas, który wciąga nas swoją dynamiką, czas, który przyspiesza, angażuje i absorbuje. Czas gimnastyki umysłu i gimnastyki ciała (przepona), czyli coś ogarniającego wszystkie wymiary człowieka.
Zajmując się kabaretem i dając Grzegorzowi Halamie katedrę katechetyki nie mamy zamiaru postulować, by katecheza stawała się, wbrew tytułowi, śmiechu warta, by na lekcjach było śmiesznie, by katechezę zamiast modlitwy zaczynać i kończyć dowcipem.
Profesor Bystroń, we wstępie swojej monumentalnej monografii „Komizm”, która stanie się dla nas głównym źródłem wiedzy pisze tak: „Teorią komizmu zajmowałem się od szeregu lat. Doradzali mi nieraz znajomi, abym porzucił błahy i mało poważny temat. Nie rozumiałem co prawda nigdy, dlaczego praca nad teorią komizmu ma być czymś mniej poważnym – od np. teorii tragizmu, ale ostatecznie pogodziłem się z tym że wielu rzeczy nigdy nie zrozumiem; co zaś do dobrych rad, to przestałem się nimi przejmować.” [3]
Podchodzimy zatem do kabaretu, humoru i dowcipu śmiertelnie poważnie, systematycznie i naukowo.
Chodzi w naszej refleksji nad humorem o odkrycie pewnych uniwersalnych prawd, które można zastosować do różnych rzeczywistości, także do katechezy. I nie w celu rozśmieszania, ale zaskakiwania, przykuwania uwagi, koncentrowania, pobudzania do myślenia, zapamiętywania, czyli uczenia i wychowania.
Siedmiostrzałowy rewolwer, czyli wybijanie z kolein
Dowcip to nic innego tylko taka operacja na rzeczywistości [4], która budzi śmiech. Mamy inne cele w katechezie, ale magazynek operacji jaki mamy do dyspozycji na katechezie będzie zaskakująco podobny.
Każdy nabój spróbujemy podać w następującym schemacie. Przytoczymy dowcip, dokonamy jego krótkiej analizy, znajdziemy analogie w przepowiadaniu Jezusa (tak, tak!), sformułujemy pewne zasady katechetyczne.
Przekształcanie
Nauczyciel do ucznia: „Gdybyś był tak wysoki jak jesteś głupi, to klęcząc na ziemi mógłbyś podawać piwo na księżycu”. To powiedzenie korzysta z zakłócenia proporcji, innego spojrzenia na rzeczywistość. To bywa śmieszne, bywa i ciekawe – wspomnijmy choćby powieść Jonathana Swifta – „Podróże Gulliwera”. A czy pamiętamy gabinety krzywych luster w wesołych miasteczkach? Nasze odbicia były zdeformowane, coś nienaturalnie powiększone lub zmniejszone. Taka zmiana, śmieszyła dzieci. Zmiany wpływają też na dorosłych i nie chodzi tylko o humor.
Popatrzmy na Jezusa. Trudno przejść obojętnym wobec słów: „Piotr zbliżył się do Niego i zapytał: Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Jezus mu odrzekł: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. (Mt 18,21-22) Ciekawym zabiegiem, polegającym na innym spojrzeniu na rzeczywistość, jest też zauważenie przez Jezusa ubogiej wdowy: „Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz. Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. (Mr 12,42-43) Jezus każe nam zobaczyć szczegół, który łatwo przeoczyć, i powiększa go następnie do rozmiarów niesamowitego majątku. Cała idea przypowieści również polega na przekształcaniu. O rzeczywistości duchowej mówi się korzystając z prostych i konkretnych obrazów życia codziennego.
Jaka płynie z tego nauka dla katechetów? Napisz sobie katecheto i powieś nad biurkiem kartkę z następującą treścią: „zmieniaj, zniekształcaj, wydobądź szczegół, powiększaj, zmniejszaj”.
Przełożenie tego na praktykę katechetyczna może mieć rozmaite formy. Planując scenariusz katechezy należy mieć zakodowane w głowie, że statyczny opis rzeczywistości rzadko bywa ciekawy. Ciekawiej jest ukazywać zmiany – było tak a jest tak. Wydobyć jakiś szczegół – ciekawostkę, pokazać warianty. Dzięki temu katecheza staje się dynamiczna, ma w sobie więcej energii.
Zamiast sucho referować ogólne wiadomości o Biblii warto podać kilka szczegółów – ile Biblia ma liter, ile czasu zajmuje jej przeczytanie, pokazać greckie i hebrajskie litery, zwój papirusu, średniowieczny kodeks, współczesne wydanie i płytę CD z wersją elektroniczną. Zatrzymać się nad kilkoma myślami wielkich ludzi, którzy powiedzieli coś mądrego o Biblii.
Ktoś może zarzucić, że wiedza w ten sposób przekazywana będzie niekompletna i przez zachwianie proporcji może nawet fałszywa. Odpowiadając na ten zarzut należy stwierdzić, że przekształcanie jest tylko jednym z wielu sposobów pomagania sobie w przekazywaniu wiedzy. Pomaga nam w otworzeniu „okienka” uwagi i zainteresowania, przez który można potem wlać coś bardziej systematycznego i kompletnego. Bez pewnych zabiegów może się zdarzyć (i zdarza się), że uczniowie na wiedzę prawdziwą, w pełni ortodoksyjną i świętą reagować będą ową doskonale nam znaną obojętnością, po prostu będąc zaimpregnowani na świętości „oleją nas” i naszą zbawczą prawdę.
Pamiętam sytuację w której katechezę rozpocząłem od zdyskredytowania wszelkich oznak chrześcijańskich praktyk. Mówiłem, że bez sensu jest chodzenie do kościoła, spowiadanie się i modlenie. Mówiłem, że dla Boga obrzydliwe są nasze święta z Bożym Ciałem i procesją rezurekcyjną na czele. Nie oszczędziłem nikogo i niczego, by następnie przejść do Izajasza i jego krytyki świątynnego kultu i wiary Żydów. Była to zmiana pewnej formy i konwencji (zwykle katecheta mówi: „chodźcie kochane dzieci do kościoła”), naruszenie proporcji, ale stanowiło dobry punkt wyjścia do katechezy o fundamentach wiary, o ludzkich zachowaniach, które mają swoją motywację w wierze lub są tylko zakładaniem pewnej maski.
Upraszczaj
Na początek jeden z nieskończonej ilości dowcipów o Szkotach: „Jak rozpędza się manifestacje uliczne w Edynburgu? Wychodzi policja z puszkami na składki…” Jest to uproszczenie i to dość znaczące, do którego doszła poznana już wcześniej zasada przekształcania (w tym wypadku wyolbrzymiania) rzeczywistości. W tym przypadku mamy uproszczenie zaprzęgnięte na usługi dowcipu, ale z tego narzędzia korzysta się przy wielu innych okazjach. W czasie wyborów Miss Świata jedna z kandydatek – Chinka – tak określiła swój kraj: „Chiny są zarazem jak stary człowiek z długą białą brodą, obdarzony wielką mądrością, i jak młoda, piękna i żwawa dziewczyna, która nie wie nic, ale chce się wszystkiego od świata nauczyć.” [5] Umiejętność odpowiedniego uproszczenia, dania syntezy jest jedną z umiejętności dobrych mówców. Dzieje się tak dlatego, że upraszczając musimy sobie zadać pytanie, co tu jest najważniejsze, jaka jest istota? Co można pominąć, a co już nie? Jaka cząstka może być obrazem całości?
Z tej metody czerpał Jezus. Jego przypowieści o Królestwie Bożym są tego przykładem: „Do czego podobne jest królestwo Boże i z czym mam je porównać? Podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posadził w swoim ogrodzie. Wyrosło i stało się wielkim drzewem, tak że ptaki powietrzne gnieździły się na jego gałęziach.” (Łk 13,18-19) Trzy zdania! Hasło „Królestwo Boże” w Słowniku Symboliki Biblijnej zajmuje trzy strony maczkiem. [6] Wykorzystanie przez Jezusa syntezy widoczne już było w pierwszych słowach Jego publicznego nauczania: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże: nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię.” (Mk 1,15)
Warto z tych technik korzystać na katechezie. Metoda alternatywnych tytułów jest jednym z przykładów zastosowania. Mamy mniej czy bardziej długi tekst biblijny i znajdując dla niego tytuł dokonujemy nic innego jak uproszczenia – ma być krótko i sensownie.
Warto zdawać sobie sprawę także z tego, że jeśli coś jest krótkie i sensowne łatwiej bywa też zapamiętywane. A wtedy to, co pamiętamy jest rodzajem szkieletu na który zamieszczamy inne partie materiału.
Katecheto pamiętaj: nie komplikuj sprawy, upraszczaj, redukuj, pomijaj to co nieistotne, ucz się sam syntezy i ucz syntezy swoich uczniów, wydobywaj istotę, na niej się koncentruj.
Zgorsz
„Gdy Pan Bóg stworzył mężczyznę szybko zobaczył, że człowiek będąc samotnym nie może być szczęśliwym. Szybko więc stworzył mu kobietę. Mężczyzna popatrzył błyszczącymi oczami na kobietę i zwracając się do Boga powiedział: Jaka ona piękna. Pan Bóg, zadowolony z udanego dzieła powiedział: To po to, byś mógł ją pokochać. Po tygodniu mężczyzna przychodzi do Pana Boga i mówi: Panie Boże, piękna to ona jest, ale jaka głupia! Panie Bozie jaka ona jest głupia!!! Po coś Ty ją taką głupią stworzył? Pan Bóg odpowiedział: To po to, by ona mogła ciebie pokochać. Bulwersujące? Zapewne tak. Można w jednym dowcipie obrazić wszystkich panów i wszystkie panie. Jednocześnie zgrabne konstrukcyjnie i… śmieszne.
Ciekawa to strona ludzkiej psychiki, która często lubi (nawet jeśli mówi coś innego) być gorszona i gorszyć innych. Jest to klasyczne wybijanie z kolein konwenansu, pewnego stylu życia, poprawności, która potrafi stać się bezmyślnością.
Niekonwencjonalne zachowanie i bulwersowanie opinii publicznej to ulubione zajęcie proroków: „Połóż się na lewym boku, a Ja złożę winę Izraelitów na ciebie. Przez tyle dni będziesz znosił ich winę, przez ile będziesz na nim leżał.” (Ez 4,4) Niekonwencjonalne zachowanie cechowało także Izajasza, który potrafił paradować nago przed swoimi ziomkami. [7] To samo dotyczyło osoby Jezusa. Łamał konwenanse i zasady, zadawał się z tymi co nie trzeba, łamał tradycje, denerwował i irytował tym co mówił i tym co robił. Był wielkim gorszycielem faryzeuszów i kapłanów, wręcz bluźniercą. I za swoje bluźnierstwo poniósł śmierć.
Z tą metodą trzeba poczynać sobie na katechezie ostrożnie. Łatwo zamiast proroka stać się błaznem lub chamem. Warto jednak bulwersować, szokować, „gorszyć” uczniów, by ich po prostu obudzić. Warto się „czepiać”, prowokować, burzyć spokój. Łatwiej wtedy obudzić emocje. A bez emocji to można ewentualnie brać się do twierdzenia Talesa (choć i to jest ciężkie) a nie do tajemnic Eucharystii i łask chrztu świętego.
Jedną z lepszych moich katechez była rezygnacja z ulizanej pogadanki jak rodzice powinni wychowywać swoje dzieci, na rzecz pracy w grupach, których uczestnicy szukali metod wychowania „rasowego chuligana”. Dzięki temu katecheza miała odpowiednią temperaturę a jej wnioski przez prosty zabieg odwrócenia jak najbardziej pozytywne.
Dodaj coś
„Koń zaprzężony do wozu. Na wozie fortepian. Stworzenie ciągnie to pod górę. Na wozie woźnica, obok wozu pies. Nagle koń odwraca głowę i mówi do woźnicy: Ciężko! Zdumiony woźnica wykrzykuje: Pierwszy raz słyszę, by koń mówił ludzkim głosem. Biegnący pies kiwa głową i dodaje: Ja też.” Nowy niespodziewany, nieprzewidywalny element jest konstrukcyjną zasadą bardzo wielu dowcipów. Wystarczy wspomnieć prymitywną, ale czerpiącą swoją moc z tej zasady, praktyką przyprawiania komuś rogów na zdjęciu. Czerpią z tej zasady brazylijskie seriale, które ratują się wprowadzaniem nowego elementu, czyli na przykład odnalezionej siostry bliźniaczki, która miała romans z tatusiem tak, że jest matką swojej siostry.
Popatrzymy na Ewangelię, na kazanie na górze. Jest coś bardzo intrygującego w powtarzającym się modelu: „słyszeliście… a ja wam powiadam”. Na przykład: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj… A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na są swego brata, podlega sądowi.” (Mt 5,21a.22a) Jezus do starego dodaje nowe. Tę sama nowość uzyskuje wprowadzając prawo miłości, które porządkuje całe pozostałe prawo: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. (J 13,34)
Bliskie mi osobiście są metody dramowe. Konstruując dramową scenkę należy pamiętać, by czystą wodę zmącić jakimś kamieniem. Do spokojnej rodziny dołożyć jakiś konflikt, w sielski krajobraz władować jakiś dramat. Coś się musi po prostu zadziać. Bez nowego progu do pokonania nie ma akcji. Bez akcji mamy jedynie „film polski”. Niech na katechezie pojawia się ciągle coś nowego i intrygującego – nowa postać, nowe zadanie, nowe spojrzenie.
To niemożliwe
„Amerykanie na księżycu. Wychodzą z lądownika i patrzą: idzie facet, wyciągnięta koszula, rozluźniony krawat, marynarka na ramieniu. Idzie bardzo księżycowym krokiem. Pytają: Panie, skąd się pan tu wziął? I słyszą: … Nie wiem, z wesela wracam.
Doprowadzenie do absurdu bywa śmieszne. Bywa też, że budzi twórczy niepokój. Sądzę, że w ten sposób Jezus siał twórczy niepokój. Znajdujemy w Ewangelii takie słowa: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną.” (Mk 10,21b) Byli być może w historii Kościoła ludzie, którzy potraktowali to literalnie. Dla wielu jednak chrześcijan, choćby żyjących nie na własny rachunek, ale w rodzinie za którą są odpowiedzialni, jest to niemożliwe. Ukazanie jednak tej niemożliwości pozwala każdemu (nie tylko gigantom wiary) uświadomić sobie właściwą hierarchię wartości, odkryć właściwe kierunki życia. Podobnie można potraktować choćby tekst: „Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie.” (Mt 23,9)
Gdy katecheta przedstawia niemożliwe, gdy puszcza wodze fantazji lub prosi o to uczniów, może doprowadzić do bardzo twórczych sytuacji. Metoda burzy mózgów jest w tej zasadzie zakorzeniona – swobodny przepływ niczym nie skrępowanych myśli, odlot fantazji może owocować zupełnie nieoczekiwanym odkryciem. Dodajmy – już nie w świecie fantazji a rzeczywistości.
Pomóż mi
Czy śmiejemy się z ludzkich ułomności? Nie? To dlaczego opowiadamy sobie dowcipy o blondynkach? „Jedzie blondynka autostradą i słyszy nadawany przez radio komunikat policji: Jakiś idiota pcha się pod prąd. I myśli sobie: Idiota? Jeden? Ja tu widzę takich tysiące! Oczywiście ludzka ułomność konkretnego człowieka to powód śmiechu tylko dla prymitywów. Zauważmy jednak, że „tak czy siak” ułomność, słabość nie pozwala przejść obojętnie. Jeden rzuci kamieniem a drugi pomoże.
Podnoszenie zranionej ludzkiej natury to główne zadanie Jezusa. On sam dokonał tego przez własne poniżenie i słabość, on też pokazał jak moc w słabości się doskonali.
Wielu katechetów może dać relacje z sytuacji, gdzie „zbójeckie” klasy potrafiły wykrzesać z siebie bardzo ewangeliczne inicjatywy, by pomóc komuś choremu ze swojej społeczności, czy podziałać bezinteresownie na rzecz jakiejś sprawy. Takie sytuacje mogą wyzwalać wiele dobra, często niespodziewanego, w człowieku. Warto te sytuacje zauważać a reakcje wzmacniać.
Nieudolność może stać się też zwyczajną lekcyjną techniką. Dzieci lubią szukać błędów (zwłaszcza przyłapać nauczyciela) więc warto dawać im ku temu okazje – począwszy od rysunków, gdzie brak jakiś elementów, co można już stosować z małymi dziećmi, po testy sprawdzające wiedzę, gdzie sprawdzian polega na wyłapywaniu specjalnie ustawionych zasadzek – błędów.
Zestawiaj
„Na czym polega teoria względności? Jeśli gorąca dziewczyna w cienkiej koszuli usiądzie ci na kolanach to każda godzina płynie ci jak sekunda. Gdy jednak ty, w cienkiej koszuli, usiądziesz na gorących fajerkach to każda sekunda trwa godzinę.” Jak świat światem śmiejemy się porównując i zestawiając różne rzeczy. Pomnikiem tej metody jest oczywiście Flip i Flap. Zestawianie zawsze budzi pewne napięcie, tworzy się kontrast, szuka się podobieństw lub częściej różnic.
Zestawianie, porównywanie wykorzystywał w swoim nauczaniu Jezus. Oczywiście nie po to, by rozśmieszać, ale przekazywać pewne prawdy. Przypomnijmy choćby ten fragment: „I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie.” (Mt 25,32-33)
Można oglądać jedną rzecz po drugiej, ale o wiele ciekawsze jest ich porównywanie. Często prawdziwa wiedza sprawdza się dopiero w umiejętności porównywania. Wielu uczniów może długo mówić o literaturze baroku i równie długo o literaturze renesansu, ale wykładają się, gdy przychodzi im porównać ze sobą te literatury. To wyłożenie jest znakiem, że ich wiedza była tylko nagraniem na nośnik, jakim jest głowa, jakiś porcji wiadomości i odtwarzaniem ich, bez umiejętności praktycznego wykorzystania tej wiedzy.
Dobra katecheza daje możliwości porównywania, zestawiania, budowania kontrastów, szukania podobieństw i różnic. Jest to ciekawsze ale i sensowniejsze, gdy chodzi o zdobywanie wiedzy.
Kabaretowe aneksy
W refleksji nad dowcipem dojść można do jeszcze innych wniosków, które łatwo przełożyć można na katechetyczne pole.
Mów o ludziach
Dlaczego dowcipy mają takie powodzenie, chętnie je opowiadamy, a nawet jeśli nie potrafimy opowiadać, to chętnie ich słuchamy? Wystarczy sięgnąć po jakąkolwiek bogatszą stronę internetowa z dowcipami i sprawdzić na jakie działy są one podzielone. Zobaczmy jak to jest na stronie humor.fazi.pl . Działy są następujące: o babie, o bacy, o cyrku, o facetach, o fryzjerach, o hrabim, o informatykach, o Jasiu, o kelnerach, o kobietach, o kosmonautach, o księżach, o lekarzach, o ludożercach, o Małyszu, o milicjantach, o myśliwych, o pijakach, o polityce, o rolnikach, o seksie, o Stirlitzu, o studentach, o szefach, o Szkotach, o teściowej, o Wąchocku, o wariatach, o więźniach, o wojsku, o zwierzętach, o Polaku Rusku i Niemcu. Jedną z możliwych odpowiedzi jest więc to, że dowcipy opowiadają po prostu o nas – o ludziach – przez to stają się nam takie bliskie. Nawet jeśli są to dowcipy o zajączku i niedźwiedziu, to tak naprawdę przedstawiają one nasze ludzkie charaktery. I jeśli są to dowcipy o Szkotach czy murzynach to tak naprawdę dalej są one o nas i naszych sąsiadach.
Człowiek lubi słuchać o sobie, lubi opowiadania i historie. Co jest najciekawsze w kazaniach? Z pewnością przykłady. W jaki sposób gazety, zwłaszcza te popularne i adresowane do masowego czytelnika, sprzedają swoje tematy? Zawsze opowiadając o ludziach. [8] Dlatego na katechezie należy opowiadać o ludziach a nie o abstrakcjach. Albo inaczej – należy przekazywać prawdę, ale przeżywaną przez konkretne osoby, konkretne ludzkie sytuacje. Wszak Jezus to Logos, który stał się Ciałem. Każda prawda ma swoje ucieleśnienie.
Można o sakramencie pojednania mówić przez pryzmat kanonów, ogólnych zasad i warunków. A można to wpisać w historie ludzi, którzy przeżywali w związku z tym sakramentem swoje problemy, mieli swoje zastrzeżenia lub swoje przygody. Ludzi, którzy odkryli w spowiedzi swoją siłę i potrafią z tego sakramentu czerpać coś dla siebie.
Inaczej się tego słucha, inaczej się zapamiętuje, inaczej się tym żyje.
Język
Przepytywany w jakimś wywiadzie Hugh Grant twierdzi, że nie mógłby mieszkać tam, gdzie nie mówią po angielsku. Dlaczegóż to? Zna dobrze tylko ten język a „bez doskonałej znajomości języka nie umiałbym opowiadać dowcipów.” [9] Ma racje! Ważne w opowiadaniu dowcipów jest perfekcyjne opanowanie języka – przyciągnąć uwagę, budować napięcie, odegrać kilka, często różnych ról, zaskoczyć puentą. Dowcip to teatr w miniaturze. Teatr w którym nie ma czasu na rekwizyty i scenografię, więc jedyną siłą jest sam aktor i jego słowa.
To samo można powiedzieć o katechezie. To też pewnego rodzaju teatr, gdzie ważną siłą dalej pozostaje głos katechety – jego brzmienie i to co on mówi. Ma większe szanse przeżycia w szkole katecheta, który jest mistrzem języka, potrafi znaleźć odpowiednie do sytuacji słowo, dokonać błyskawicznej riposty, wciągnąć uczniów swoją narracją.
Kwestia języka to kwestia talentu ale i pewnej kultury nastawionej na słowo. Nigdy mistrzem słowa nie stanie się człowiek, który tego słowa nie pokochał, który nie czyta, nie karmi się dobrymi wzorcami.
Stawanie się mistrzem języka to jeden z ważniejszych postulatów, ale jednocześnie najtrudniejszy w realizacji. Bo tymi mistrzami stajemy się (lub nie stajemy) we wczesnym dzieciństwie, przez wychowanie rodziców, którzy wprowadzają w pewien klimat, później przez szkołę. Biskup Pietraszko powiedział ponoć, że wychowaniem kaznodziei zajmuje się tak naprawdę polonista w szkole średniej. Seminarium tu już nic nie pomoże i nic nie zepsuje, jest po prostu za późno. To samo można powiedzieć o katechecie. Pewne rzeczy rodzą się bardzo wcześnie. Wiek dojrzały może je jedynie pielęgnować.
Puenta
Najlepsze dowcipy to takie, które rozbłyskują ostatnim wyrazem. „Na zabawie w remizie do dziewczyny podchodzi chłopak i prosi ją… o zdjęcie. Dziewczyna czuje się skomplementowana, ale krygując się pyta: Po co ci moje zdjęcie? Chłopak odpowiada: Zbieram… [10].
Dobra katecheza to taka, która rozbłyska w ostatnim momencie, w której katecheta ma przygotowanych kilka niespodziewanych ostrych zakrętów a na koniec wyjmuje asa z rękawa.
Spalony dowcip nie jest śmieszny, film z zakończeniem, które daje się doskonale przewidzieć nie jest ciekawy. Katecheza, która nie przynosi zaskoczeń, nie wybije nikogo z kolein obojętności.
Kabaret „Ani mru-mru”, czyli zakończenie z trochę innej beczki
Jednym ze współczesnych kabaretów jest bodaj lubelska formacja „Ani mru-mru”. Pozwala mi to sformułować puentę tego tekstu. Było on próbą trochę rozpaczliwych poszukiwań jak pomóc polskim katechetom, borykającym się z problemem szkolnej obojętności uczniów. Problem jest boleśnie realny i dotyka każdego katechetę, który rankiem pomyka do jakiejś budowlanki zastanawiając się jak ten dzień przeżyć, by ocalić głowę i jednocześnie by był to pożytek doczesny i wieczny.
Tymczasem mam wrażenie, że Kościół w Polsce tkwi w jakimś amoku, nie dostrzegając rzeczywistości katechezy w szkole. Albo widząc to wszystko a jednocześnie trwając w zmowie, że o problemach ani mru, mru.
Chwała redakcji Katechety, że przerywa tę zmowę milczenia produkując numer o obojętności uczniów. Mam nadzieję, że będzie to początek rzeczowej dyskusji o sytuacji katechezy w polskiej szkole, o odnajdywaniu się katechetów w skomplikowanej rzeczywistości współczesnego świata, o przygotowaniu ich do sensownego wypełniania ich misji i zawodu oraz wspierania w działaniu.
Sądzę, że problemy jakie spotykamy w szkole są bardzo złożone, skomplikowane i wymagają niekonwencjonalnych metod ich rozwiązywania. Jeśli taką metodą może stać się uczenie się katechetyki od Grzegorza Halamy, to warto dać temu człowiekowi choć pół etatu na naszych wydziałach teologicznych. I nie to nie będą wykłady, ale ćwiczenia.
Przypisy:
- Film „Rejs” z roku 1970 w reżyserii Marka Piwowskiego. Monolog inżyniera Mamonia o filmie polskim. Trzynasta minuta filmu.
- Wspominam czasy sprzed kilku lat, jeśli sytuacja na tej stacji się zmienia to zwracam honor PKP.
- J.S. Bystroń. Komizm, Lwów-Warszawa 1939, s. 5.
- Tamże. Cała praca Bystronia polega na analizie pewnych zabiegów podejmowanych przez ludzi chcących rozśmieszyć innych. Ta erudycyjna i obszerna praca podaje szereg przykładów. Podaje też pewne podziały i nazywa metody. Siedmiostrzałowy rewolwer czerpie swoje naboje z kolejnych rozdziałów tego dzieła.
- A. Burckhardt, Piękna i Partia, „Polityka” 33(2363), 17 sierpnia 2002, s. 40.
- L. Ryken, J. C. Wilhoit, T. Longman III, Słownik symboliki biblijnej, Warszawa 1988, s. 332-335.
- „W tym samym czasie Pan przemówił do Izajasza, syna Amosa, tymi słowami: Idź, rozwiąż wór z bioder twoich, zdejm też obuwie z nóg twoich! Ten zaś uczynił tak, chodząc nago i boso. Wówczas Pan powiedział: Jak sługa mój, Izajasz, chodził nago i boso trzy lata, jako znak i dziwny symbol dotyczący Egiptu i kraju Kusz, tak król asyryjski uprowadzi jeńców z Egiptu i wygnańców z Kusz, młodych i starych, nagich i bosych, i z obnażonymi pośladkami – na hańbę Egiptu.” (Iz 20,2-6)
- Kiedyś, tak zupełnie na próbę, otworzyłem Newsweek Polska i trafiłem na taki fragment: „23-letni student Politechniki Warszawszkiej Wojtek Gromek wygrzebał w antykwariacie wszystkie czarne krążki wydane przez Budkę. Wypakowuje je z podniszczonej reklamówki. (…) Wole płyty z lat 70. teraz strasznie poszli w komercję – mówi Wojtek. Należy do grupy najwierniejszych i najbardziej licznych fanów Budki, którzy chcieliby, żeby ich zespół skończył karierę, zamiast grać dancingowe kawałki. Za to 2-letnia blondynka z warkoczem, Ania Kostrzewa, uczennica studium policealnego, o tym, że Budka grała jakąś muzykę 30 lat temu, dowiedziała się przed tygodniem z telewizji, a konkretnie z Wideoteki dorosłego człowieka przypominającej przeboje dla oldboyów. Budki zaczęła słuchać niedawno, kiedy dostała płytę od cioci z Łomianek” A. Więcka, Letnie boje o przeboje, Newsweek polska, 27/2002, 7 lipca 2002, s. 96.
- Z Hugh Grantem rozmawia Wojciech Orliński, Wysokie Obcasy, 27(171), 6 lipca 2002, s. 35.
- …Pokemony.
Tekst ukazał się w Katechecie (9/2004). Można sie pośmiać, ale sprawa jest jak najbardziej serio
Zostaw komentarz