…Puk

To oczywiście bardzo techniczne rozpoczynanie kolejnych części mojego bloga, lecz wydaje mi się jakże swojskie. Pozostawia możliwość otwarcia drzwi i wejścia. W poprzedniej części zapraszałem wszystkich na spotkaniu w telewizji Trwam, która odbędzie się 17 listopada i będzie poświęcone tematowi: Biblia w szkole, Biblia w katechezie. Jako zaproszony na to spotkanie cóż, mogę się tylko podzielić tym, co jest moim doświadczeniem, a o czym już wstępnie na łamach tego blogu będę pisał.

No to dziś parę kolejnych drewienek, co by rozpalić chęci niektórych z Was. Cały czas odsyłam do linku wyjaśniającego czym jest ewangelia szkolna w swojej istocie i technicznych szczegółach i nikłych zawiłościach. Nie będę zajmował się szczegółami technicznymi, lecz podzielę się pewnymi elementami rozbudzania aktywności.

Rzut oka na niedaleką historię. Oczywiście jak pewnie każdy z was omawiałem na lekcji Ewangelię z niedzieli lub wspominałem o Niej w związku z jakimiś wydarzeniami na początku lekcji. Starałem się, żeby teksty biblijne pojawiające się na katechezie nie były tylko wplecione, tak jak to jest uwzględnione często w naszych podręcznikach metodycznych. Nagle w środku katechezy pojawia się tekst biblijny, tak jakby dla podparcia wcześniej prezentowanej tezy. Ostatnio ks. prof. H. Witczyk  zadał mi pytanie właśnie gdzie jest umiejscowiona Słowo Boże w katechezie. Z tego co widzę I uczę oraz według rozmów z moimi kolegami koleżankami uczącymi w szkole średniej, obecność Słowa Bożego w większości przypadków ograniczę się do paru tekstów,paru cytatów umiejscowionych w środku omawiania jakieś katechezy. Teksty są umiejscowione na potwierdzenie tego o czym mówimy, lecz niekoniecznie cała katecheza z nich wypływa. Dobra powiedzmy sobie wprost: nie znalazłem katechezy która rozpoczyna się od słowa Bożego i cała dalsza jej treść wypływa z tego jednego tekstu.

Parę lat temu za zatęskniło mi się żeby właśnie zacząć od tekstu i żeby on był jakby przewodnikiem po całej dalszej katechezie. Oczywiście nie odbiegając od tematyki załączonej w naszych podręcznikach, spróbowałem wychodzić od tekstu jako źródła katechezy. Na zadaną dzieciom pracę domową dotyczącą rozumienia tekstu posypały się bardzo ciekawe prace uczniów. Radością był ewidentnie rodzinny charakter prac wykonywanych w łączności organicznej z ich rodzicami, babciami i dziadkami. Były to prace, w których uczniowie wypowiadali się na temat jak zrozumieli dany tekst i w jaki sposób potrafi go odnieść do swojej sytuacji życiowej. Oczywiście wiadomo, że na początku było dużo wyjaśnień dotyczących tego,  co ten tekst tak w ogóle mówi.

Oczywiście nie chodzi o to żeby dorobić jakąś nową interpretację, wobec tej, którą Kościół ewidentnie nam podaje do wierzenia, lecz chodziło o własny odbiór na ten dany moment która z tych treści najbardziej „rezonuje” z tym co w tym momencie przeżywam. Niedawno sytuacja śmierci jednego z rodziców w mojej szkole zmobilizowała wiele dzieci w klasie, żeby na nowo przyjrzeć się pewnym tekstom i powiedzmy to sobie wprost na nowej i głębiej je  odczytać. Właśnie ten tekst pod wpływem wydarzeń ożył i stał się nie tylko zapamiętany, lecz głębiej przyswojony. Parę lat temu stwierdziłem, że oczywiście łatwiej by mi było katechizacji, gdybym nie był katechetą, żebym uczył np. w-fu, czy matematyki. Oczywiście rozumiecie o co chodzi. Katecheta mówiąc o sprawach katechetycznych, religijnych, według dzieci mówi to, ponieważ tak ma mówić, ponieważ to jest jego zawód, ponieważ ma taki podręcznik i po prostu dlatego, że jest …katechetą.

Zaprosiłem do czytania Ewangelii jedną moją koleżankę nauczycielkę, potem drugą osobę, trzecią i w ten sposób rano zawsze przed lekcjami ktoś inny czytał dzieciom fragment Ewangelii. Zapewniam was, że słuchały o wiele chętniej niż gdyby ten sam tekst był czytany przeze mnie. Pani która uczy innego przedmiotu czytała Jezusie! Wow! Oczywiście jak można podejrzewać było był to z korzyścią dla obu stron, powiem więcej dla trzech stron. Uczniowie słyszeli Sławo Boże z ust uśmiechniętego i przeżywającego to nauczyciela, który być może pierwszy raz na głos przeczytał Słowo z Biblii do uczniów. Nauczyciel, który dotychczas kojarzy się tylko ze swoim przedmiotem. Uczniowie zadowoleni, otwarci i zaskoczeni i co najważniejsze słuchający Słowa. Nauczyciel przeżywający to co czyta, ja zadowolony z tego całego układu, który został jakoby podane na talerzu, do którego odwoływałem się bezpośrednio na katechezie mówiąc: Jezus przemawia przez wszystkich. Byłoby to za dużo na ten jeden kolejny odcinek mojego blogu, ale wspomnę, że ciągiem dalszym było nagrywanie tychże nauczycieli czytających Słowo Boże, żeby umożliwić również tym, którzy nie przychodzą na modlitwę poranną, aby usłyszeli słowa Ewangelii. Miało to też bardzo ciekawy aspekt edukacyjny. Żeby przeczytać słowo Boże w celu nagrania, trzeba je przeczytać dokładnie, trzeba je przeczytać ze zrozumieniem i po prostu trzeba to przeczytać wolno. To wszystko stwarza niesamowitą możliwość żeby po prostu zatrzymać się na tekście. Co dalej? Zapraszam do kolejnego odcinka pozdrawiam

j.a.