Ten tekst ukazał się kiedyś w „Katechecie” (?). Może warto go przypomnieć?
Jednym z elementów debaty nad językiem polskiej katechezy[1], było zaproszenie młodzieży do udziału w dyskusji. Zaproszenie skierowano do uczniów liceum prowadzonego w Poznaniu przez siostry Urszulanki i uczniów publicznego liceum Marii Magdaleny w tym samym mieście.
Najpierw młodzież obradowała przez godzinę we własnym gronie, tę część animowali przedstawiciele Stowarzyszenia Pedagogów NATAN – p. Zbigniew Barciński i autor tego tekstu. Następnie, po przerwie, młodzież samodzielnie zaprezentowała swoje opinie a następnie zręcznie, inteligentnie i bez kompleksów dyskutowała i odpowiadała na pytania profesorów, katechetyków, językoznawców i uczestników spotkania.
Nie było to planowane, ale „tak wyszło”, że młodzież niepostrzeżenie zamieniła się miejscami z uczestnikami panelu. Dostojni goście zajęli miejsca na sali a młodzież zdobyła krzesła za szerokim prezydialnym stołem. Czuła się tam pewnie i miejsc tych nie oddała do końca spotkania. Dodajmy, że zdaniem wielu, także moim, bycie i rozmowa z tą młodzieżą to była prawdziwa przyjemność.
Niniejszy tekst jest próbą sprawozdania z tych wydarzeń. Z racji gorącej atmosfery spotkania i wielowątkowości dyskusji trudno mi w pełni obiektywnie oddać całość młodzieżowego spotkania. Będzie to relacja „tak jak ją zapamiętałem”, acz podparta zdobytymi przeze mnie zapiskami młodzieży i ich plastyczną prezentacją swoich myśli.
Spotkanie w gronie samej młodzieży zaczęło się od przywołania faktu, że jako odbiorcy języka katechezy są faktycznie ekspertami w tej dziedzinie jak i sędziami od których wyroku trudno apelować.
Nasza praca zaczęła się od „skoku w bok”. Każdy język jest nośnikiem informacji, emocji i przekonywania. Język lepiej lub gorzej przekazuje wiadomości, informacje. Lepiej lub gorzej budzi emocje. Lepiej lub gorzej przekonuje do jakiś racji.
Język oddziałuje zatem na sferę intelektu, uczuć i woli. Oczywiście w różnych kontekstach procentowy rozkład na poszczególne sfery będzie różny.
Zanim zajrzeliśmy do szkolnej sali, gdzie mówi katecheta, zanim zaczęliśmy badać jego język, postanowiliśmy przyjrzeć się, przywołanym z pamięci ludziom, którzy zachwycają nas swoim językiem. Takim urodzonym gawędziarzom, ludziom, których chce się słuchać i zawsze się to czyni z otwartą buzią.
Chcieliśmy przyjrzeć się także naszym ulubionym książkom. Książki bowiem też „mówią” oddziałując na intelekt, emocje i wolę.
„Mówi” też do nas film. Ta rzeczywistość także jest potrójnym kanałem przekazu informacji, emocji i przekonywania.
Pracowaliśmy zatem w trzech grupach: gawędziarskiej, książkowej i filmowej. Młodzież szukała odpowiedzi na pytania: dlaczego niektórzy ludzie, niektóre książki i filmy tak nas poruszają? Dlaczego do nich wracamy, dlaczego są dla nas ważne? Jak to się dzieje, za jaką przyczyną, że pewne dzieła i pewne słowa lepiej do nas trafiają niż inne?
Grupa „rozpracowująca” gawędziarzy na pierwszym miejscu zwróciła uwagę, że są to prawdziwi pasjonaci, że mówią oni nie „na etacie”, ale jest to ich życie.
W swoim mówieniu są swobodni, widać to zarówno w treści wypowiedzi, jej formie jak i samym zachowaniu gawędziarza. Swoboda ta płynie z pewności siebie, gawędziarz wie o czym mówi i rozumie to, jest ekspertem, ma nieskończone zasoby, które pozwalają mu czuć się bezpiecznie.
Ta swoboda pozwala mu docierać do różnych osobowości. Nie ma wszak jednego, uniwersalnego sposobu dotarcia do człowieka. Swoboda i profesjonalizm pozwala także tak „sprzedawać” najnudniejsze informacje, że stają się intrygujące i ciekawe.
Sposób mówienia gawędziarza sprawia, że nawet wtedy, gdy tylko on mówi, słuchacze mają wrażenie, że są uczestnikami rozmowy, że ktoś z nimi dialoguje. Jest to mówienie, które angażuje słuchaczy, także przez łamanie przyjętych i zbędnych schematów. Dodam od siebie – słuchacz nigdy nie zdąży zasnąć, kolejny zakręt wyrwie go z drzemki.
Z dialogiem, który uprawia gawędziarz, wiąże się umiejętność traktowania słuchacza po partnersku. Gawędziarz szanuje swojego odbiorcę. Nie jest bezwzględny w narzucaniu swojej opinii, potrafi też słuchać.
Swoistym „smarowaniem” gawędy jest humor. Dowcip, umiejętnie dawkowana anegdota, dostarczą koniecznej lekkości wypowiedzi. Nie ma właściwego humoru bez dystansu do siebie. Gawędziarz najbardziej się śmieje z samego siebie.
Nie padło hasło gawędziarz jest aktorem, ale młodzież zwróciła uwagę na intonację wypowiedzi i gestykulację. Nie będzie więc naciąganiem stwierdzenie, że gawędziarz jest mistrzem małych form teatralnych. Potrafi błyskawicznie wcielić się w role i odegrać je. Czasem kilka jednocześnie. Czyni to bez scenografii i rekwizytów a raczej aranżując je błyskawicznie z tego co znajdzie pod ręką.
Zajrzyjmy teraz do wyników pracy grupy, która skoncentrowała się na ulubionych książkach. Dobra książka (za którą stoi dobry pisarz) to książka, która z jednej strony jest interesująca i przystępna pod względem treści – „wnosi” coś do czytelnika a jednocześnie ciekawie tę treść układa pod względem kompozycji – ważny tu jest przede wszystkim element zaskoczenia. Nie może być jednak przerostu formy nad treścią. „Forma bez interesującej, ważnej treści nic nie znaczy!” To zdanie jest dokładnym cytatem z ocalałych zapisków, łącznie z wykrzyknikiem.
Olga Piotr, Damian i Dorota (takie imiona pozostały na zapiskach) nie są zapewne czytelnikami Masłowskiej, gdyż postulują język „wyższy” niż ten spotykany codziennie. Ma być on „lepszy”, poprawny, elegancki, oficjalny.
Nie oznacza to jednak jakiejś urzędniczej nudy, gdyż młodzież wskazuje jednocześnie postulat, by język książki oddziaływał na emocje.
Jeden z postulatów jest łudząco podobny do postulatu poprzedniej grupy. Dobra książka daje czytelnikowi indywidualny przekaz, daje „złudzenie rozmowy”, jest skierowana osobiście do niego.
Młodzież zwróciła także uwagę na coś, co w odróżnieniu od gawędziarza i filmu, jest w książce unikalne. Mianowicie możliwość zatrzymania się dłużej nad tym co szczególnie dla czytelnika jest ważne lub piękne.
Relacje grupy pracującej nad filmem rozpocznę od postulatu związanego z tytułem. Tytuł filmu, wraz z krótkim hasłem umieszczonym na plakacie, i sam plakat, często decyduje o tym czy wybierzemy się na dany film.
A co dalej? Gdy zasiądziemy w kinowym fotelu? Lubimy, gdy film przeniesie nas w inny klimat, w inne czasy, miejsca. Dobrze, gdy możemy utożsamić się z częścią bohaterów, wejść w ich role, „poczuć je”.
Lubimy filmy, bo… lubimy patrzeć. Przechodząc od cywilizacji słowa do cywilizacji obrazu zaczynamy cenić obrazowość, bo ten kanał przekazu staje się dla nas łatwiejszy, bardziej zrozumiały. Jaka rzeczywistość bardziej niż film wypełnia postulat obrazowości?
Obraz, który widzimy w kinie winien być prawdziwy. Film psuty jest przez kiepską obsadę aktorską, brak odpowiedniej stylizacji, niedbałość o szczegóły, kiepską muzykę i kiepskie efekty specjalne.
Ważna w filmie jest spójność. Tu także posłużę się cytatem: „Film składa się z elementów, które powinny ze sobą współgrać, tworzyć całość i skupiać uwagę odbiorcy: muzyka, dialogi, ekspresja, stroje, przesłanie, morał.”
Nie wystarczy w filmie profesjonalizm rzemieślnika, potrzeba jeszcze sztuki reżyserskiej. Myśl reżyserska pozwala w sposób oryginalny podejść do tematu, tak go przedstawić, by stał się dla widza interesujący.
Tyle relacja z pracy w grupach. Wypada teraz poprosić czytelnika, by raz jeszcze przeczytał tekst od początku a w miejsce gawędziarza, książki i filmu „wstawił” katechetę. Otrzymamy od razu szereg ciekawych wskazówek dotyczących języka katechety i szerzej – jego oddziaływania na katechizowanych.
W naszej pracy z młodzieżą poszliśmy jednak krok dalej. Mając za sobą pracę w grupach i relacje z nich oraz przywołując na pamięć nasze doświadczenia katechetyczne spróbowaliśmy sformułować „Dziesięć przykazań” dla katechety. Następnie dokonaliśmy ich hierarchizacji. Każdy z uczestników (to dalej etap pracy samej młodzieży) otrzymał trzy „cenki” – kawałki kolorowego samoprzylepnego papieru. Przylepiając je do wybranych przykazań wskazaliśmy na ich ważność.
Ten etap pracy młodzież przedstawiła uczestnikom panelu i wszystkim gościom. Jakie są zatem młodzieżowe postulaty dla katechetów. Uprzedźmy od razu, że dokonało się tu mocne zejście z tematu. Zamiast koncentrować się na języku młodzież mówiła o samym katechecie. Można jednak stwierdzić, pokazała to także późniejsza dyskusja na forum, że język to pochodna katechety. Katecheta, który jest „kimś”, tym samym posiądzie język, który skutecznie oddziaływać będzie na słuchaczy (nawet przy swoich mankamentach czy błędach, które wytkną językoznawcy). Jeśli katecheta jest marny, to nawet spełniając wszystkie językowe postulaty usłyszymy nie „mowę z mocą”, ale „mowę – trawę”.
Pierwszy postulat młodzieży, który dał jednocześnie tytuł dla tego sprawozdania to: „serwuj smaczki” (12 cenek). Chodzi tu o umiejętność wkomponowywania w swoją wypowiedź różnych dygresji, wtrętów, ciekawostek, ilustracji. Jest to umiejętność, czyli te smaczki nie psują, nie rozrywają całości, ale jej służą. Stanowią ożywienie lekcji, pobudzają, są katalizatorem uwagi. „Smaczki” jednocześnie budują autorytet, pokazują, że katecheta jest erudytą, który w każdej chwili, od niechcenia, może wytrząsnąć z rękawa jakąś myśl.
Drugi postulat, kolejne przykazanie młodych to: „urozmaicaj” (10 cenek). Najbardziej pobożne i święte treści będą nudne jak flaki z olejem, gdy podawane będą w jednej i tej samej formie, gdzie nic nie zaskoczy, gdy na początku lekcji doskonale wiemy, co będzie na jej końcu.
Następny postulat to: „stwórz więź” (8 cenek). Doskonałość języka, form i technik przekazu natrafi na gruby mur, jeśli między katechetą a jego uczniem nie będzie jakiejś bliskości, zaufania, szacunku.
Czwarty, piąty, szósty i siódmy postulat to: „czytaj”, „ożywiaj wiedzę”, „nie gaś ucznia”, „nie >wciskaj<” (wszystko po 4 cenki).
Katecheta który ma w swoim słowniku 300.000 słów ma tym samym więcej możliwości od tego, kto korzystać może tylko z zasobu 3.000 słów. Nie ma w zasadzie innej drogi rozszerzania swego słownika niż czytanie. Katecheta winien czytać, czytać, czytać.
To czytanie na pewno przełoży się też na możliwość „ożywiania wiedzy”. Nie da się ożywić wiedzy inaczej jak przez to, że staje się ona dla katechety „żywiołem”, w który pławi się długo i z zapałem. Dzięki czytaniu katecheta wie „co” i „jak” mówić, by jego słowa były żywe i zapalały innych.
Postulaty „nie gaś ucznia” i „nie wciskaj” też są związane z poprzednimi postulatami. „Gaszenie” odbywa się często wtedy, gdy katecheta boi się ucznia, że ten zapędzi go w kozi róg, obnaży niekompetencje. Gdy brakuje argumentów, gdy nie można (bo nie ma czym) podjąć rzeczowej dyskusji. „Wciskanie” zaś to ubóstwo środków. Gdy ma się tylko zardzewiały gwóźdź i młotek to… zawęża to pole działania. Są też inne techniki łączenia, zawieszania, mocowania, ale… trzeba je znać i posiadać środki.
Kolejne przykazanie jakie młodzież sformułowała pod adresem katechetów to: „nie podlizuj się, bądź sobą” (3 cenki). Młodzi są wyczuleni na wszelkie objawy sztuczności, nieszczerego wkupywania się w łaski, próby budowania chorej więzi. Rozpoznają szybko takie działania a autorowi pokażą żółtą lub czerwoną kartkę.
Dziewiąte przykazanie to: „ucz się od katechizowanych” (1 cenka). Młodzież może być ekspertem w jakiejś dziedzinie, warto to uznać. Można ich czasem podziwiać i naśladować w ich podejściu do życia. A zawsze w zachowaniu młodości.
Ostatnim przykazaniem jest: „bądź chodzącym drogowskazem, bądź wzorem” (także 1 cenka). Jest to postulat dotyczący pozycji katechety wobec swoich uczniów. Nie chodzi tu o hasło: „idźcie tam, do doskonałości; a ja postoję”. Nie chodzi też o: „zobaczcie jaki jestem doskonały, przyjdźcie na to miejsce”. Chodzi o: „idę razem z wami, jeśli z przodu to tylko o krok, jako wasz przewodnik”.
Przedstawmy raz jeszcze ten katalog postulatów młodych wobec ich katechetów. W nawiasach są cenki.
- „serwuj smaczki” (12)
- „urozmaicaj” (10)
- „stwórz więź” (8)
- „czytaj” (4)
- „ożywiaj wiedzę” (4)
- „nie gaś ucznia” (4)
- „nie >wciskaj<” (4)
- „nie podlizuj się, bądź sobą” (3)
- „ucz się od katechizowanych” (1)
- „bądź chodzącym drogowskazem, bądź wzorem” (1)
Wypracowane „przykazania” młodzież przedstawiła następnie wszystkim uczestnikom debaty i odpowiadała na pytania.
Raz jeszcze wyłonił się obraz mądrego, życzliwego uczniom katechety, który zna sposoby, by prawdy wiary uczynić zrozumiałymi i bliskimi. Język jakim się posługuje to sprawa ważna, ale wtórna. Odpowiednie słowo, w odpowiedniej formie, zawsze przyjdzie do tego, kto jest bliski Bogu i bliski ludziom.
[1] Dyskusja panelowa: „Język katechezy szkolnej”, Poznań 25 września 2008. Spotkanie w rocznicę Krajowego Kongresu Katechetycznego zorganizowała Drukarnia i Księgarnia świętego Wojciecha wraz z redakcją Katechety.
Zostaw komentarz