Mój pierwszy dzień w gimnazjum i na rozgrzewkę dwie klasy pierwsze – nowe twarze, ponad 60 imion do zapamiętania, niesamowite osobowości, mimo że to przecież jeszcze dzieci, ale już z pięknymi marzeniami i poważnymi planami na przyszłość! Opowiadałam im trochę o sobie, o tym, jak stałam się katechetką i o swoich zainteresowaniach – po co mają szukać po internetach? Opowiadali chwilkę też o sobie, później przekaz najważniejszych informacji: podręcznik, zeszyt, ocenianie, konkursy, zachowanie. Myślę, że będzie fajnie. Musi być fajnie, bo kiedy zapytałam, kto miał na świadectwie szóstkę z religii, tylko dwie osoby jej nie miały!

W klasie drugiej i trzeciej, które uczyłam wcześniej – nie powiem, bałam się, ale zaryzykowałam – rozdałam im kartki, prosząc by w grupach napisali swoje propozycje i pomysły na nasz kolejny rok pracy – co im się podobało, co nie, z czego zrezygnować, co dodać, oceny – są ok, czy trzeba coś zmienić? Pracowali chwilę i już byli gotowi do prezentacji. I totalne zaskoczenie, co w jednym zdaniu ktoś podsumował: proszę pani, wszystko jest super – nic nie zmieniajmy! I dokładnie to samo potwierdzało się w ich pracy w grupach, a chłopcy zaproponowali, byśmy obejrzeli może film „Karol, człowiek, który został papieżem” – ujmujące!

Mój patent na dobrą pracę z młodzieżą? Mniej wykładów, a więcej twórczości! Nasze gadanie samo w sobie – wiadomo, zawiera wielką mądrość, a przynajmniej tak nam się wydaje, ale dopóki uczeń sam czegokolwiek nie zrobi, nie narysuje, nie zapisze, nie powie, nie pokaże – nasze gadanie jest bezsensu. Dlatego znaczną część moich lekcji uczniowie pracują sami (nie, nie przepisują podręcznika, spokojnie) i to, nie tylko wielka dogodność dla nauczyciela, ale i ogromny pożytek dla naszych uczniów – oszczędzajmy głos!