Dziś pierwszy dzień szkoły, pierwsza lekcja, z pierwszą klasą. Nie wiem, kto się bardziej bał, ja czy oni?! Tylko 14 osób w klasie, więc zapowiada się bajeczka. Pobawiłam się z nimi trochę na dywanie, pośpiewaliśmy, porozmawialiśmy i powiedziałam im, że zaprosiłam z sobą na religię Gościa, i na każdą lekcję Go z sobą zabieram! Wcześniej postawiłam puste krzesło no i oczywiście tam siadł sobie mój Gość. Dzieciaki były zaskoczone! Bo myślały, że Pan Jezus jest w Niebie, a tu proszę – przyszedł z panią na religię! He! Mówiliśmy sobie o przyjaźni, również tej z Panem Jezusem, a potem każdy otrzymał obrazek z Panem Jezusem, gdzie trzeba było dorysować siebie. Bardzo fajnie pracowali, ktoś stał obok, ktoś się przytulał, a Oleńka zapytała, czy może narysować, jak Pan Jezus trzyma ją na rękach? Staś na dłoniach Pana Jezusa namalował rany. Te po gwoździach. Wzruszające. Kochane te moje dzieciaki <3

Najlepsze było na koniec, jak zadzwonił dzwonek, a oni wyszli z sali z plecakami! Biegnę za nimi, zawracam, tłumaczę, że tylko na chwilkę wychodzimy z kanapeczką i piciem, jeśli ktoś chce. Uf, opanowałam sytuację w porę – idąc do drugiej klasy pierwszej już pamiętałam, by wytłumaczyć czym jest przerwa. Jeden chłopiec wyszedł potem na przerwę, za chwilę wraca i pyta: proszę pani, a jak zawyje ten dzwonek to tu wracamy?

A co do Gościa, kiedyś w konfesjonale spowiednik właśnie mi opowiadał, jak Jezus staje za nami – katechetami, kapłanami. On nie zostawia nas samym sobie, On jest z nami wszędzie tam, gdzie nas posyła. Bywają czasem ciężkie chwile, mniejsze bądź większe kryzysy, ale i wtedy, a może właśnie przede wszystkim wtedy nikt z nas nie jest sam! On jest. I myślę, że warto tego Gościa z sobą zapraszać na katechezę, i o Nim nie zapominać. On jest!

A jak tam Wasze dzisiejsze lekcje?